sobota, 5 października 2013

Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach

Jeśli ktoś lubi zamki i kościoły, zwiedzanie Dolnego Śląska powinien zacząć w Kowarach. Bo choć nie ma tam żadnych ważnych zabytków, w Kowarach, paradoksalnie, można zobaczyć wszystkie najbardziej interesujące budowle regionu... w skali 1:25.


   Ten wpis dotyczy wycieczki archiwalnej, jeszcze z czasów, kiedy Trójka była dwójką, a właściwie dwójką i pół :). Ale postanowiliśmy o niej wspomnieć, bo pewnie prędko tam nie wrócimy. Nie dlatego, że nie warto do Kowar pojechać, po prostu nie jest to miejsce do którego trzeba wracać. Park Miniatur służy do tego, żeby pojechać, zainspirować się i zacząć zwiedzać!

jeleniogórski Rynek
   Po nietypowych atrakcjach w tak bardzo turystycznych regionach jak okolice Karkonoszy, spodziewamy się zwykle kiczu, bylejakości i nastawienia na przemielenie jak największej liczby turystów jak najmniejszym kosztem. Na szczęście, etykieta ta nie pasuje do Parku Miniatur, więcej - miejsce to jest wręcz zaprzeczeniem turystycznej sieczki. Jest to realizacja autorskiej wizji jednego z lokalnych przedsiębiorców, który za swoją misję przyjął promowanie najważniejszych zabytków Dolnego Śląska, a także stworzenie miejsca, które będzie centrum informacji o regionie. I trzeba przyznać, że wypadło świetnie.
   Sposób odtworzenia zabytków jest naprawdę zachwycający. Wszystkie budowle są wykonane porządnie, z niebylejakich materiałów i z niebywałą dbałością o szczegóły. O świetności detali niech świadczy to, że wrocławski Ratusz ma nawet gołębie na gzymsach :) Miniatury są osadzone w bardzo zadbanym otoczeniu, stylizowanym na naturalne, odpowiednie dla każdego zabytku. Całość ma formę ogrodu - w sam raz na niedzielny spacer.

Zamek Czocha
detale wrocławskiego Ratusza

   Bardzo praktycznie rozwiązano kwestię zwiedzania z przewodnikiem, które jest wliczone w cenę biletu. Wchodząc do Parku, aby uniknąć czekania, możemy dołączyć do dowolnej grupy. Przy jednym z zabytków przewodnik się zmienia, dzięki czemu możemy zobaczyć te miniatury, które poprzednio nas ominęły i ciągłość jest zachowana. Niestety, jak to zwykle bywa, nie wszyscy przewodnicy są tak samo dobrzy.
   Po spacerze warto odpocząć w całkiem przyjemnej kawiarni na terenie Parku, a później, nie zwlekając, ruszać na zwiedzanie :)

Książ


informacje praktyczne

strona internetowa www.park-miniatur.com/pl

parking

wielki i bezpłatny

bilety, niestety nie najtańsze

osoby dorosłe 17 zł
seniorzy, studenci i niepełnosprawni 15 zł
młodzież od lat 14 do 18 14 zł
dzieci do lat 14 13 zł

toalety

czyste i porządne
   

poniedziałek, 30 września 2013

Skalnik, Rudawy Janowickie

Rudawy Janowickie to piękne góry, niezbyt wymagające, w sam raz na rodzinne niedzielne wycieczki. Niestety, słabe oznakowanie tras i konieczność ciągłego szukania, zawracania, dopytywania i analizowania mapy może obrzydzić nawet najpiękniejszy krajobraz.

 
   Trójka postanowiła ostatnio, a właściwie dwójka postanowiła w imieniu Trójki, zdobywać Koronę Gór Polski. I żeby zacząć łatwo i przyjemnie, wybraliśmy sobie jeden z niższych szczytów - Skalnik w Rudawach Janowickich. Samochód zostawiliśmy w Czarnowie i od razu weszliśmy na szlak, choć nie było żadnych drogowskazów. Już po 5 minutach mieliśmy problem ze znalezieniem oznakowań. Po godzinie chodzenia na czuja, okazało się, że jesteśmy... dokładnie po przeciwnej stronie góry niż powinniśmy. Zamiast w stronę Skalnika, poszliśmy do Rędzin. Trudno odmówić nam części winy, bo powinniśmy wiedzieć, że na Skalnik z Czarnowa idą dwa szlaki, a nie jeden, ale jak tu analizować szlaki, jeśli wcale ich nie widać i jak odnieść swoje położenie do mapy, jeśli brak jest oznakowań?


   Póki co niezrażeni i pomni na swoje niedopatrzenie, powędrowaliśmy do punktu wyjścia. Niestety, mimo że już pewni kierunku, nie byliśmy w stanie znaleźć wejścia na szlak. Od miejscowych dowiedzieliśmy się, że szlak, owszem jest "gdzieś tam", ale jest tak źle oznakowany i utrzymany, że polecają iść drogą - asfaltową i okrężną (żółty szlak rowerowy z Grzędzin), a na szlak wejść dopiero przy ostatnim podejściu na szczyt (niebieski i zielony szlak w stronę Skalnika). 
  Cóż było robić, poszliśmy. Asfalt się dłużył, a kiedy weszliśmy wreszcie na ścieżkę, oznakowaniom nie było końca - paseczki mieniły się w oczach. Chyba zlazły się tam znakowane drzewa z całych Rudaw. Oczywiście, kiedy szlak skrzyżował się ze ścieżką, właściwy kierunek wybraliśmy tylko dzięki temu, że ktoś z kamieni ułożył napis "Skalnik" i strzałkę. Dobrze, że nie był to złośliwy życzliwy :). 
   Nieprzygotowani na tak długą wędrówkę, na szczycie umieraliśmy już z głodu. Skalnik nie ma swojego schroniska, więc można tylko karmić oczy panoramą z punktu widokowego. Przypuszczam, że widok jest piękny, choć na pusty żołądek go nie polecamy. 

jeeeejjjj!

   Szczęśliwie, w dół wybraliśmy już dobrze oznakowaną trasę - niebieski szlak w stronę Przełęczy Rudawskiej, a później żółty do Grzędzin. Pod koniec już tylko nieliczni byli w dobrej formie.


   I tak, wycieczkę skończyliśmy z mieszanymi uczuciami - zadowoleni, że zdobyliśmy pierwszy szczyt do Korony, ale równocześnie głodni jak wilki i wykończeni. A przy tym, wszystko zajęło nam dwa razy więcej czasu, niż planowaliśmy. PTTK - wstyd!

środa, 26 czerwca 2013

Kościoły Pokoju w Świdnicy i Jaworze

Na tą wycieczkę jechaliśmy z przekonaniem, że w Kościołach Pokoju interesująca jest tylko historia. Na szczęście nie mieliśmy racji.

 

Niemniej jednak od historii zaczniemy...


A historia ta dzieje się w XVII-wiecznej Europie, w której to państwa protestanckie spiskują przeciwko dynastii Habsburgów i vice versa. W rezultacie wybucha Wojna trzydziestoletnia, w wyniku której pozycja Habsburgów słabnie i która kończy się w 1648 r. zawarciem traktatu westfalskiego. Na mocy tego traktatu Ferdynand, z Bożej łaski uświęcony i wybrany cesarz rzymski, po wieki August, król Niemiec, Węgier, Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, etc. etc. arcyksiążę Austrii, książę Burgundii, Brabancji, Styrii, Karyntii, Karnioli, margrabia Moraw, książę Luksemburga, Górnego i Dolnego Śląska, Wirtembergii, Teck etc. książę Szwabii, hrabia Habsburga, Tyrolu, Ferreti, Kyburga, Gorycji etc. landgraf Alzacji, margrabia Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Burgau, Górnych i Dolnych Łużyc etc. pan Marchii Wendyjskiej, Salin, Port Naon etc. etc. etc. przyznaje śląskim luteranom prawo do wybudowania na podległych mu terenach trzech świątyń. Jednak, mimo że miał być to gest pokoju i tolerancji, Ferdynand Habsburg sprytnie obwarowuje swoją zgodę szeregiem warunków:
- kościoły musiały znajdować się poza murami miasta w odległości strzału armatniego,
- nie mogły mieć dzwonnic ani szkoły parafialnej,
- nie mogły mieć bryły przypominającej kościół,
- musiały być zbudowane z materiałów nietrwałych (drewna, słomy, piasku, gliny),
- okres ich budowy nie mógł przekroczyć 1 roku.
Mimo tych utrudnień Kościoły Pokoju powstały w Świdnicy, Głogowie i Jaworze. Kościół głogowski runął wkrótce po wybudowaniu, i mimo że został odbudowany ostatecznie spłonął w XVIII w. w czasie wielkiego pożaru miasta. Dwa pozostałe Kościoły Pokoju zachowały się do dziś i oba są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

Kościół Pokoju w Jaworze

obecnie


Ze względu na niepozorny wygląd zewnętrzny Kościołów Pokoju nie wiadomo, czego właściwie spodziewać się w środku. A tymczasem barokowe wnętrza zaskakują umiarkowanym przepychem i kameralnym klimatem. Oba kościoły są piękne, ale większe wrażenie robi ten świdnicki. Wzdłuż jego ścian biegną cztery piętra empor pokryte wersetami z Biblii i ilustrującymi je malowidłami. Empory stanowią wspaniałe tło dla kilku wyróżniających się elementów: XVIII-wiecznej barokowej ambony, XVII-wiecznych organów, malowanych stropów. Ołtarza w świdnickim kościele nie było dane nam zobaczyć gdyż akurat był osłonięty z powodu remontu. Dobre wrażenie we wnętrzach psuje nieco bałagan dający się zauważyć po kątach i na tyłach obu kościołów, gdzie składowane są przeróżne rzeczy niewiadomego przeznaczenia.

Podczas zwiedzania Kościołów emitowane jest nagranie mające zastąpić przewodnika, dzięki któremu można się zapoznać z ich historią i architekturą. Nie jest to rozwiązanie idealne, ale ekonomiczne.

wnętrze Kościoła w Świdnicy


Oba Kościoły Pokoju znajdują się w bardzo przyjemnym, zielonym i zadbanym otoczeniu - jaworski w parku, natomiast świdnicki w czymś na kształt ogrodu, którego część zajmuje cmentarz z zabytkowymi nagrobkami.



informacje praktyczne dotyczące Kościoła w Świdnicy


lokalizacja: Świdnica, pl. Pokoju 6; zgodnie z warunkami traktatu westfalskiego leży poza murami miasta, ale bez problemu można dotrzeć z Rynku na piechotę

nabożeństwa: Kościół należy do świdnickiej parafii ewangelicko-augsburskiej, nabożeństwa odbywają się w każdą niedzielę i święta o godzinie 10.00 oraz w święta przypadające w tygodniu o godzinie 17.30

zwiedzanie:

kwiecień - październik

od poniedziałku do soboty w godzinach 9.00-18.00; w niedzielę i święta w godzinach 11.30-18.00

listopad - marzec

zwiedzanie możliwe tylko po wcześniejszym umówieniu się telefonicznym: + 48/74 852 28 14 lub 603 331 578

cennik:

bilet normalny 10 zł
bilet ulgowy 5 zł

 

informacje praktyczne dotyczące Kościoła w Jaworze


lokalizacja: Jawor, Park Pokoju 1; dojazd bardzo dobrze oznakowany

nabożeństwa: Kościół należy do parafii ewangelicko-augsburskiej w Jaworze, nabożeństwa odbywają się w każdą niedzielę o godzinie 11.00

zwiedzanie:

kwiecień - październik

od poniedziałku do soboty w godzinach 9.00-17.00; w niedzielę w godzinach 12.00-17.00

listopad - marzec

zwiedzanie możliwe tylko po wcześniejszym umówieniu się telefonicznym: 76/ 870-51-45 lub 76/ 870-32-73

cennik:

bilet normalny 10 zł
bilet ulgowy 5 zł

niestety za fotografowanie trzeba dopłacić kolejne 5 zł


środa, 19 czerwca 2013

krążownik szos

Trójka sprawiła sobie ostatnio nowy środek lokomocji, pozwalający nam spędzać czas na rowerach we trójkę.



Przy okazji tego zakupu, który momentami przyprawiał nas o zawrót głowy, zdobyliśmy trochę wiedzy, którą chcielibyśmy się podzielić z innymi rodzicami-rowerowcami.

Na rynku jest zaledwie kilka firm produkujących przyczepki rowerowe i w zasadzie każda zajmuje inną niszę. Jednak zakup przyczepki odpowiadającej zarówno naszym potrzebom, jak i możliwościom finansowym może nie być łatwy.

1. Na początek mamy przyczepki no name, które na Allegro można kupić już za ok. 300 zł. Nie oglądaliśmy ich z bliska, ale z tego, co udało nam się dowiedzieć i zaobserwować z daleka, są wykonane ze słabej jakości materiałów, a również jakoś wykonania pozostawia wiele do życzenia. Sprzedawca w sklepie rowerowym powiedział nam, że poza gorszą estetyką mamy tu również do czynienia z gorszymi materiałami wykorzystanymi do budowy stelaża, co może rzutować na bezpieczeństwo dziecka w razie wypadku. Raczej nie ma tutaj mowy o żadnych atestach. Przyczepki te charakteryzują się też niewielką ładownością. Jeśli jednak nie dysponujecie dużym budżetem, a wycieczki rowerowe odbywacie sporadycznie, może być to wybór dla Was.

2.  Na nieco wyższej półce leżą przyczepki rowerowej firmy Giant za blisko 1000 zł. To już produkt atestowany, ale nam pod względem estetycznym i funkcjonalnym nie odpowiadał. Podobnie jak w przypadku produktów no name, dopuszczalna ładowność, nawet w przypadku przyczepek dwuosobowych jest niewielka. Zauważyliśmy także, że z jakiegoś powodu przyczepek tych prawie nikt nie sprzedaje. Być może przyczyną jest niekorzystny stosunek jakości do ceny, ale to tylko nasze przypuszczenia.

3. Dalej mamy przyczepki firmy Croozer, którą sami wybraliśmy. W kwestii funkcjonalności, bezpieczeństwa i estetyki nie można jej nic zarzucić. Bardzo łatwo jest ją także przekształcić w zwykły wózek lub wózek do biegania/jeżdżenia na rolkach. Dzięki temu, wyjeżdżając gdzieś z rowerami i przyczepką nie potrzebujemy już niczego więcej. Dostępne są przyczepki dla jednego (Kid 1) lub dwójki dzieci (Kid 2), co z resztą dotyczy przyczepek wszystkich firm, a obie wersje tylko nieznacznie różnią się ceną. Przyczepka dwuosobowa jest przystosowana także do przewożenia jednego dziecka. Wadą Croozera jest niestety cena. Model 2013, który jest jedynym dostępnym aktualnie w sklepach, kosztuje blisko 2000 zł. Ponadto, dokonując zakupu w sklepie, za każdy dodatkowy element trzeba słono dopłacić. Dlatego my zdecydowaliśmy się na kupno starszego używanego wózka, a o tym jak i gdzie kupować używane dalej.

4. Przyczepkami firmy Chariot interesowaliśmy się najmniej, ze względu na to, że ich ceny znacznie przekraczały nasz budżet - zaczynają się od ponad 3000 zł. Jest to sprzęt zaawansowany technicznie, od Croozera różniący się przede wszystkim wysokiej jakości amortyzacją (w tańszych przyczepkach też można czasem spotkać amortyzację, ale kiepskiej jakości, która podobno szybko się psuje), dla osób jeżdżących dużo i po wymagającym terenie.

5. Ostatnim producentem, którego sprzęt oglądaliśmy jest Barley i ta firma posiada zdecydowanie najbardziej zróżnicowaną ofertę. Ich przyczepki zaczynają się od ok. 1500 zł, a kończą na ponad 3000, a może jeszcze wyżej. Nawet te najtańsze (choć nietanie) są oczywiście dobrej jakości, choć sprzedawcy Croozerów twierdzą, że są trochę gorzej wykonane. Barley charakteryzuje się tym, że dziecko siedzi na podwyższeniu, a nogi ma niżej, w przeciwieństwie do innych przyczepek, gdzie siedzenie i nogi są mniej więcej na tym samym poziomie. My rozważaliśmy Barleya poważnie, a nie zdecydowaliśmy się na niego ze względu na to, że nie ma w nim możliwości przewożenia tak małego dziecka jak nasze.

Tak, przyczepka rowerowa dla dziecka to nie jest tania sprawa. Dlatego właśnie warto rozważyć zakup sprzętu używanego. Niestety w Polsce dość trudno trafić na coś ciekawego, prawdopodobnie dlatego, że wożenie dzieci w przyczepkach jest legalne dopiero od 2011 roku i ludzie, którzy wtedy je zakupili nie zdążyli się jeszcze najeździć. Natomiast bardzo dużo ciekawych ofert można znaleźć na czeskim allegro (działają polskie konta allegro) lub niemieckim ebay. Problemem może być przesyłka, ponieważ wiele osób nie chce wysyłać za granicę albo wręcz preferuje odbiór osobisty ze względu na wagę. Nam udało się kupić przyczepkę Croozer Kid 1 w Czechach, w miarę blisko granicy, za ok. 1000 zł, ze wszystkimi akcesoriami (dodatkowe koła do biegania i wózkowe, osłonka przeciwdeszczowa, wkładka dla małych dzieci, za które w sklepie musielibyśmy dopłacić), czyli w przybliżeniu 2-krotnie taniej niż w sklepie. Oczywiście nie jest to nowy model, ale idealnie utrzymany i jesteśmy bardzo zadowoleni. Kupując starszy model bez akcesoriów trzeba wziąć pod uwagę, że jeśli ewentualnie będziemy chcieli dokupić coś później, prawdopodobnie czeka nas ta sama zagraniczna przeprawa, gdyż akcesoria do nowych modeli nie są kompatybilne ze starymi, więc nie można ich kupić w sklepie. Z Wrocławia do Czech jest raczej blisko, więc pojechaliśmy odebrać towar w ramach wycieczki w góry i bardzo polecamy tą metodę! Jeśli ktoś ma daleko do Czech lub Niemiec, może uda się przekonać sprzedającego do wysyłki towaru do Polski. Zaznaczam, że nie znamy czeskiego, za to do perfekcji opanowaliśmy posługiwanie się translatorem Googla oraz przyczepkową terminologię w 3 językach :)


wtorek, 18 czerwca 2013

schronisko Pasterka

Górołazy wiedzą, że schroniska górskie mogą być przeróżne - od takich, o których w ogóle nie warto wspominać, po takie, które wspomina się z przyjemnością latami. Schronisko Pasterka należy do tych drugich, jako dobre połączenie górskiego klimatu z niezbędną dawką wygody.

 

Pasterka to wieś na końcu świata. Ponoć droga kończy się tam szlabanem, a dalej jest już tylko las. Oprócz tego niewątpliwego atutu, wieś ta ma jeszcze jedną poważną zaletę - schronisko o tej samej nazwie. Jest tam wszystko, co powinno mieć schronisko górskie i to na dobrym poziomie, a nawet coś więcej.


szlak w Górach Stołowych

W jadalni można posilić się własnym jedzeniem lub zakupionym w barze, można też napić się naprawdę dobrej kawy za rozsądną cenę, a wrzątek jest za darmo. Poza tym, masa miejsca do biesiadowania znajduje się na zewnątrz schroniska. Część sypialna jest odnowiona i dość porządna, łóżka są wygodne, w pokojach są gniazdka elektryczne, co nie jest standardem w schroniskach PTTK. W łazienkach nie brakuje gorącej wody, papieru toaletowego, mydła ani ręczników papierowych, a to jak wiadomo zdarza się nawet w restauracjach. 

Wieczór można spędzić oczywiście przy ognisku nie obawiając się o deszcz, ponieważ do dyspozycji jest zadaszona altanka. Poza tym, schronisko posiada kazamaty, w których można urządzać wszelkie śpiewogrania do późnej nocy, nie przejmując się ciszą nocną. Coś, co zdecydowanie wyróżnia Pasterkę na tle innych schronisk jest... sauna :) z której można korzystać zarówno w zimie, jak i w lecie, a także balie - do napełnienia do wyboru: wodą zimną, ciepłą bądź piwem, choć cena tej ostatniej usługi nieco wykracza poza nasze pojęcie zdrowego rozsądku. Na stronie internetowej znajduje się również informacja o biblioteczce, stole ping-pongowym oraz piłkarzykach, ale tam akurat Trójka nie dotarła.



W Pasterce brak zasięgu, więc nie ma obaw, że szef będzie nas nękał, ale tym, którzy nie mogą lub nie chcą pozwolić sobie na kompletne oderwanie od rzeczywistości, schronisko oferuje bezprzewodowy internet (choć tego nie sprawdziliśmy). Odcięcie od świata sprzyja przejściu na przyjemniejszą stronę życia i oddaniu się naturze. Pasterka jest fajnym miejscem wypadowym w Góry Stołowe, jedne z najpiękniejszych, choć niezbyt wymagających gór w Polsce, a dla aktywnych inaczej także do Czech na piwo i smażony ser. Pełną gamę aktywności, którym można się oddać w okolicy opisano tutaj, łącznie ze szlakami zaczynającymi się przy schronisku. Do szlaków, które się tam nie zaczynają z reguły bardzo łatwo i szybko dojeżdża się samochodem.


Góry Stołowe
górskie wędrówki są wykańczające


informacje praktyczne


dojazd: najlepiej samochodem, jadąc od Radkowa w stronę Karłowa skręca się w prawo; jeśli ktoś nie dysponuje własnym środkiem transportu, w sezonie letnim można dojechać PKSem, ale zimą to z Radkowa już tylko piechotą (żółty szlak) lub stopem

cennik i kontakt tutaj

czwartek, 30 maja 2013

Centrum Poznawcze Hali Stulecia

Na stulecie Hali Stulecia uruchomiono Centrum Poznawcze, ekspozycję przedstawiającą historię obiektu oraz architekturę Wrocławia, spełniającą absolutnie wszystkie standardy nowoczesnego muzeum.



Koncepcję i zawartość wystawy dość dobrze opisano na stronie internetowej, więc nie będziemy mnożyć bytów:

   "Ta niezwykła edukacyjna przestrzeń przedstawia zwiedzającym historię Hali Stulecia, genezę jej powstania i przemian na przestrzeni lat, wprowa­dzając jednocześnie w świat architektonicznych projektów jutra.
   Dotykowe ekrany i mapy, interaktywna podłoga, makiety budowli, ponad 600 zdjęć i różnorodnych wizualizacji, interaktywne gry i zabawy nie tylko dla najmłodszych, to wszystko prezentowane jest w klimatycznie zaaranżo­wanych wnętrzach, przy użyciu najwyższej jakości sprzętu audiowizualnego.
   Celem Centrum Poznawczego jest przybliżenie zwiedza­jącym obiektu klasy UNESCO jakim jest Hala Stulecia, oraz przyległych do niej malowniczych Terenów Wystawowych. Założeniem wystawy jest również stworzenie przestrzeni przyjaznej dla nowych modeli edukacji, otwierających na twórcze, samodzielne myślenie i uważne obserwowanie najbliższego otoczenia."

I cóż można powiedzieć? Wszystko się zgadza.

Historię Hali Stulecia przedstawiono przy pomocy całej masy materiałów źródłowych. Nawet jeśli oglądanie zdjęć z pozoru nie wydaje się interesujące, forma, w jaką zaaranżowano całość jest na naprawdę najwyższym poziomie. Dla przykładu: zdjęcia pogrupowane tematycznie ogląda się na interaktywnych ekranach w postaci wirtualnego albumu, a kronik filmowych możemy wysłuchać przez słuchawkę stylowego telefonu. Materiały historyczne uzupełniono animacjami, z których największe wrażenie robi ta przedstawiająca przyspieszony proces budowy Hali. Dodatkowo, całość wzbogacono o bardzo ciekawy kontekst historyczny, obejmujący historię Polski, Wrocławia, wystaw światowych oraz historię architektury.

Centrum Poznawcze jest miejscem zdecydowanie odpowiednim dla rodzin z dzieciakami. Dzięki interesującej formie najmłodszym można przekazać trochę treści, która w innym przypadku byłaby dla nich pewnie nieprzyswajalna. Specjalnie dla dzieci przygotowano też multimedialne gry, które zapewne przyciągną ich uwagę na dłużej, dając rodzicom czas na obejrzenie reszty, oraz interaktywna podłoga Galerii, do której my niestety z braku czasu nie dotarliśmy.

Wielką atrakcją Centrum jest pokaz audiowizualny, tzn. muzyka + światła pod kopułą Hali jak z filmu "Tron. Legacy". Spektakl nosi tytuł O (Omicron) i został zrealizowany metodą videomappingu, cokolwiek to znaczy. 

źródło: noc-muzeow.pl

informacje praktyczne o Centrum


lokalizacja: Wrocław, Hala Stulecia

godziny otwarcia:
maj - sierpień
Pn-Czw 9:00-18:00 
Pt-Sb 9:00-19:00 
Ndz 9:00-18:00

wrzesień - kwiecień
Pn-Pt 10:00-18:00 
Sb-Ndz 9:00-17:00

ceny biletów:

Centrum
normalny 12 zł; ulgowy 9 zł; rodzinny (dwoje dorosłych + max. 4 dzieci do 16 lat) 30 zł

Centrum + Galeria
normalny 14 zł; ulgowy 11 zł; rodzinny 35 zł

Centrum + Galeria + Pokaz
normalny 19 zł; ulgowy 15 zł; rodzinny 45 zł

Pokazy odbywają się zwykle o pełnych godzinach, ale tylko w wybrane dni, dlatego wcześniej dobrze jest sprawdzić rozkład jazdy.
Centrum dostosowano do potrzeb osób niepełnosprawnych. Dla niewidomych dostępne są księgi oraz czytnik Braille’a jak i audio-przewodniki.
W okolicy Hali Stulecia jest dosyć dużo darmowej powierzchni parkingowej, ale ze względu na bliskość ZOO i innych atrakcji często trudno znaleźć miejsce.

źródło: wroclaw.pl

ciekawostki o Hali Stulecia


Hala Stulecia jest częścią terenów wystawowych utworzonych w 1913 roku z okazji Wystawy Stulecia. Jej nowatorski projekt autorstwa Maksa Berga rozpoczął nową epokę w historii architektury. Kopuła Hali o rozpiętości 65 m była w tym czasie największą na świecie. Dla porównania - kopuła kościoła Hagia Sophia ma 31 m rozpiętości.

Szlachetne proporcje budowli miały być realizacją "kosmicznej, wiecznej i świętej prawidłowości natury." - ot ideologia :)

Na potrzeby budowli zbudowano największe wówczas na świecie organy, których pozostałości znajdują się dziś w katedrze wrocławskiej.

Tajemnicza Iglica przed Halą to symbol Wystawy Ziem Odzyskanych, która odbyła się w 1948 r.

kopuła Hali Stulecia

Dla osób nieznających Wrocławia - w pobliżu Hali Stulecia znajduje się rozległy teren rekreacyjny, na którym można całkiem przyjemnie spędzić czas. Do terenów wystawowych zalicza się jeszcze spacerowa pergola z multimedialną fontanną pośrodku oraz Ogród Japoński. Oprócz tego, w sąsiedztwie znajduje się przyjemny Park Szczytnicki oraz Wrocławski Ogród Zoologiczny.
fragment pergoli i jedna z kopuł Pawilonu Czterech Kopuł
Park Szczytnicki
Park Szczytnicki


wtorek, 14 maja 2013

Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku w Jaworzynie Śląskiej

W ostatnie niezbyt słoneczne niedzielne popołudnie Trójka wybrała się do Jaworzyny Śląskiej. I bynajmniej nie było to popołudnie stracone, choć przed Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku jeszcze długa droga do miana muzeum nowoczesnego. 

 

 

Stoi na stacji lokomotywa...

 

Na początek trzeba powiedzieć, że muzeum, o którym mowa, wbrew nazwie, jest przede wszystkim muzeum kolejnictwa, a dopiero w dalszej kolejności muzeum przemysłu. Nic dziwnego - Jaworzyna Śląska, jak głosi strona internetowa Muzeum, jest najstarszym węzłem kolejowym w Polsce. Trzeba przyznać, że zbiór parowozów i lokomotyw jest naprawdę imponujący, ale największą atrakcją jest to, że praktycznie do każdego wozu można wsiąść, obejrzeć z absolutnie każdej strony i z tak bliska, jak tylko ma się ochotę. Poza tym, zbiór znajduje się na terenie największej zachowanej na Dolnym Śląsku parowozowni wachlarzowej. Jest to ogromna przestrzeń, której możliwości zagospodarowania są praktycznie nieograniczone. Niestety - możliwości dotychczas prawie niewykorzystane. Niemniej jednak, fajnie jest zobaczyć, jak to działa.


Najpierw powoli jak żółw ociężale
Ruszyła maszyna po szynach ospale 

 

Z kolejowych atrakcji mamy jeszcze drezynę, którą można się przejechać. Choć słowo "przejażdżka" jest małym nadużyciem - tor pod drezyną ma jakieś 10 metrów długości, wiec za daleko nie pojedziemy. Z resztą, nawet gdyby był dłuższy, to konia z rzędem temu, kto najpierw wymyśli, jak dziada uruchomić, a później wykrzesa z siebie tyle siły, by choć trochę go rozpędzić :)
Dalej mamy coś dla mniejszych i większych dzieci - kolejkę, a dokładniej ruchomą makietę kolejową. Makieta jest ogromna i robi wrażenie, ale mogłaby robić znacznie większe, gdyby znaleziono dla niej odpowiednie otocznie. Makieta nie jest nowa - została przeniesiona z technikum kolejarskiego i niestety, to widać. Jest tak zaniedbana, że uruchamia się ją w obecności zwiedzających zaledwie na kilkanaście sekund.

 
2 z 3 na drezynie

 

A czwarty wagon pełen bananów... 

 

A w piątym stoi sześć fortepianów,
W szóstym armata, o! jaka wielka!
Pod każdym kołem żelazna belka!
W siódmym dębowe stoły i szafy,
W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy

Ten fragment wiersza mniej więcej opisuje część "przemysłową" Muzeum - tzn. wszystko i nic, a do tego kiepsko wyeksponowane i rozmieszczone bez wyraźniej koncepcji. Tak więc znajdziemy tam maszyny drukarskie, stare radioodbiorniki, młockarnię, frezarki, magiel ręczny, a nawet alkomat. A także coś reklamowane jako atrakcja dla dzieci - wystawę zabawek samochodowych, które jednak można tylko oglądać z daleka. Wśród atrakcji technicznych jest także perełka - komputer Odra, a któż nie chciałby zobaczyć legendy polskiej myśli technicznej?

Najciekawszą z pozakolejowych wystaw jest zdecydowanie kolekcja motocykli Harley-Davidson i Indian. Ze strony internetowej: "W Muzeum można podziwiać modele z lat 1924-1978, które zostały pieczołowicie odrestaurowane i są sprawne technicznie. [...] Kolekcję uzupełniają egzemplarze z czasów przedwojennych i powojennych...". Motocykle wyglądają naprawdę wspaniale, ale ich oglądanie utrudnia to, że wszystkie egzemplarze stłoczono w bardzo małym pomieszczeniu.

najstarszy Harley w kolekcji
Indian


I dudni, i stuka, łomoce i pędzi

 

W cenę biletu wliczona jest usługa oprowadzenia przez przewodnika. Niestety, przewodnik, przez którego mieliśmy (wątpliwą) przyjemność być oprowadzanymi, nie popisał się ani wybitną znajomością tematyki, ani błyskotliwością, ani zdolnościami komunikacyjnymi, ani nawet kulturą osobistą. Miał pecha trafić w naszej grupie na byłego maszynistę, który swoją wiedzą o kolejnictwie zaginał go na każdym kroku. Przez wystawy "przemysłowe" i motocykle właściwie przebiegliśmy, na temat żadnego z prezentowanych przedmiotów pan nie miał nic do powiedzenia, oprócz tego, że ludzie przynoszą je do Muzeum, a Muzeum je przygarnia, żeby nie trzeba było wyrzucać. Cóż, tą strategię Muzeum będzie musiało jeszcze przemyśleć, a nam pozostaje mieć nadzieję, że inni przewodnicy są nieco bardziej kompetentni i przystępni.

A co to to, co to to, kto to tak pcha?

 

Podsumowując, Muzeum jest absolutnie godne odwiedzenia, przede wszystkim ze względu na parowozownię i parowozy. Niekoniecznie nowoczesną formułę Muzeum i niedostateczne wykorzystanie możliwości, jakie daje lokalizacja obiektu pewnie można zrzucić na karb braku funduszy. Trzeba koniecznie stukać do pana ministra i do unijnej skarbonki, bo to miejsce ma naprawdę ogromny potencjał. Gdyby udało się je zmodernizować i uczynić bardziej interaktywnym, wzbogacić choćby o animacje obrazujące pracę parowozów - to byłoby coś. Uprzedzając wątpliwości - też nie wiedzieliśmy, że interesuje nas działanie parowozu, ale męska część Trójki resztę dnia spędziła oglądając parowozy w Internecie :)



informacje praktyczne

 

lokalizacja: Jaworzyna Śląska (ok. 10 km od Świdnicy), ul. Towarowa 4; łatwo trafić, bo w tym mieście wszystkie drogi prowadzą do Muzeum Kolejnictwa (dobrze oznakowany dojazd)

jeszcze raz linka do strony internetowej Muzeum

godziny otwarcia:

maj - wrzesień

codziennie w godzinach od 10.00 do 18.00 
ostatnie zwiedzanie z Przewodnikiem o 17.00

październik-kwiecień 
poniedziałek - piątek od 8.00 do 16.00
weekendy i święta od 10.00 do 16.00 
ostatnie zwiedzanie z Przewodnikiem o 15.00

ceny biletów:

normalny 11 zł, ulgowy 9 zł
dopłaty za ekspozycje dodatkowe, w tym motocykle (warto) 4 zł normalna, 2 zł ulgowa

w poniedziałki wstęp wolny (ale chyba tylko w sezonie zimowym)

Muzeum oferuje także przejażdżki zabytkowym taborem, ale z tego, co się dowiedzieliśmy - tylko okazjonalnie, więc nie należy się nastawiać - cena 6 zł.

czas zwiedzania: z przewodnikiem ok. 1,5 godziny; ciekawscy, tacy jak my, którzy lubią wszędzie zaglądać i robią masę zdjęć mogą tam spędzić co najmniej drugie tyle

Przed muzeum jest dużo miejsca pełniącego rolę parkingu.

Jako rodzinę z małym dzieckiem bardzo miła pani w kasie poinformowała nas (choć nie skorzystaliśmy), że na terenie Muzeum jest miejsce gdzie można dziecko w razie potrzeby przewinąć lub nakarmić.

Muzeum organizuje również imprezy, z których niektóre wydają się być interesujące. Na ten rok (2013) zaplanowano np. spektakl poświęcony motocyklom Harley-Davidson (17-18 maja), Festiwal Zabytków Techniki (1 czerwca) czy Galę Parowozów (21-22 września).

sobota, 11 maja 2013

geneza

Jest nas Trójka - dwoje dorosłych i dziecko. Choć mieszkamy we Wrocławiu już od kilku lat, ciągle słabo znamy miasto i region. Prawdę mówiąc, nawet Panoramy Racławickiej nie uraczyliśmy jeszcze swoją uwagą. Ale ponieważ ostatnio zdecydowaliśmy, że będzie to nasze miejsce na Ziemi na dłużej, postanowiliśmy je poznać.

Zapraszamy więc do odkrywania Dolnego Śląska razem z nami. Mamy nadzieję stworzyć stronę pomocną w planowaniu wolnego czasu. Postaramy się opisywać lokalne atrakcje w sposób uwzględniający różne aspekty, niekoniecznie te same, co tradycyjne przewodniki. Będziemy konfrontować informacje zawarte w materiałach promocyjnych obiektów z rzeczywistością. Nie obiecujemy, że będziemy obiektywni, ale zaznaczamy, że jesteśmy towarzystwem wymagającym.

Ślęża